wtorek, 27 maja 2014

Podwyżka pensji, czyli czego to nie wymyślą marketingowcy.

Czytam, czytam i oczom nie wierzę. Po podwyżkę pensji możemy iść teraz nie do pracodawcy, a do banku. Tylko czy naprawdę warto? Pisałem ostatnio o tym jak za udział w reklamach wzięła się para Anna i Robert Lewandowscy. Okazuje się, że z autorytetu(?) i popularności
sportowców korzystają też inni z branży finansowej. Dziś na tapetę wezmę produkt reklamowany przez Justynę Kowalczyk. Nasza biegaczka w reklamach już występowała. Wcześniej był to Polbank, a teraz w sposób naturalny zachwala usługi jego następcy Raiffeisen Polbank. Z telewizora płynie przekaz "załóż konto i odbieraj 3% za zakupy". Mamy zatem do czynienia z rozwiązaniem wciąż chętnie wykorzystywanym przez banki czyli cashbackiem. Niedawno dałem się skusić na tego typu ofertę skonstruowaną przez getinonline.

 A jak wygląda promocja Raiffeisena? Jednym słowem: blado. Rachunek został nazwany "Konto Wygodne". O te reklamowane 3% procent trzeba się niestety naprawdę postarać. Po założeniu konta otrzymujemy cashback w wysokości.... 0%. Tak, to nie pomyłka. Dopiero po trzech miesiącach pojawia się 1%, po następnym kwartale 2% i w końcu 3%. Czyli trzeba się trochę naczekać. A to nie wszystko. Raiffeisen jeszcze się postanowił zabezpieczyć, żeby przypadkiem klientom zbyt dużo pieniędzy nie oddać. Co prawda nie ogranicza jakiego rodzaju zakupy są objęte cashbackiem, ale pojawia się limit miesięcznego zwrotu w wysokości 15zł.

 Ile jest więc do zyskania? W pierwszym kwartale okrągłe zero. W drugim kwartale? Maksymalnie 45zł, ale w tym celu trzeba wykonać miesięcznie transakcji na 1.500zł (chyba nierealne dla większości z nas). W trzecim i czwartym kwartale, żeby zarobić maksymalne, dozwolone 45zł trzeba wydać odpowiednio 750zł i 500zł miesięcznie. Wysokie te progi, oj wysokie. Promocja trwa do końca sierpnia 2015r. Jeśli ktoś podpisze umowę jeszcze w maju, to zacznie zarabiać od września 2014. Jeśli będzie bardzo zdecydowanie machał kartą, może więc uzbierać 180zł (12*15zł).

Do tego jest jeszcze następny wabik, o którym w reklamach na razie cichosza: premia do pensji. Otóż to. Bank zobowiązuje się wypłaty klientowi pewnej kwoty zwanej nawet w oficjalnym regulaminie "podwyżką pensji". Jest to określony procent pensji jaka będzie wpływać na rachunek. Jaki procent? Zasady są takie same (czytaj: tak samo niekorzystne), jak w przypadku cashbacku. Czyli na początku 0%, później co kwartał stopniowo do 3% pensji. Pojawia się tu też jedno ograniczenie, ale jest ono dużo bardziej bolesne niż wcześniej. Maksymalna podwyżka pensji nie może przekraczać kwoty 40zł kwartalnie. No właśnie: kwartalnie, a nie miesięcznie, jak było przy cashbacku.

Takie zastrzeżenie jest iście diabelskie. Zauważmy jedną rzecz. Kowalski zarabiający najniższą pensję krajową dostaje na rachunek ok. 1240zł netto. Kwartalnie jest to 3.720zł, co oznacza że już przy 1% podwyżce Raiffeisena praktycznie osiągnął maksymalną górną granicę. Żadna radość, że w następnym kwartale będzie miał 2% podwyżki i później 3% podwyżki skoro nigdy nie dostanie więcej niż 40zł. Genialne? No marketingowo genialne. W materiałach promocyjnych można napisać 3% i wygląda kusząco.
Mam darmową poradę dla marketingowców w banku: dlaczego nie powiedzieć, że w trzecim kwartale podwyżka pensji wynosi 10%? Albo 50%? Nic to nie zmienia, a reklamowałoby się świetnie. Oczywiście zostawiamy zapis, że maksymalnie 40zł kwartalnie. No dobra, dość już sarkazmu. Ile można zarobić na "podwyżce" pensji? Znowu w pierwszym kwartale okrągłe zero. Później wystarczy, że nasze miesięczne wynagrodzenie przekracza 1.333zł netto i zarabiamy kwartalnie 40zł. A więc do sierpnia 2015r. wychodzi 160zł.

Przekombinowane to wszystko, oj przekomobinowane. Nawet w porównaniu ze wspominanym getinonline wychodzi blado. I nie zapominajmy, że trzeba tu zadbać o to, żeby na rachunek wpływała nasza pensja. Czyli konieczna jest wycieczka do Pani kadrowej. Trzeba się jednak silniej związać z bankiem. Do sierpnia 2015 zamykamy się częściowo na inne potencjalne wisienki. W mojej ocenie nie warto.
Dla sprawiedliwości trzeba napisać, że rachunek jest w miarę tani w utrzymaniu. Nie jest trudne spełnienie warunków, w których może nic nie kosztować. Jest więc zero złotych za prowadzenie (gdy wpływa wynagrodzenie w kwocie minimum 1.500zł), zero złotych za kartę do rachunku (choć tu jest warunek: min. 6 transakcji w miesiącu - trudno, trzeba się namachać kartą). Ale już dostępność do bankomatów trochę kuleje. Przygoda z bankomatem innym niż Raifeissena i Euronetu kosztuje zaporowe 8zł. Na stronie banku przeczytałem jeszcze, że zero złotych za wyciągi elektroniczne. No, rewelacja! Takie jest Konto Wygodne.

Na koniec powiem, że propozycja Raifeisena nie jest taka nowa. Aczkolwiek dopiero ostatnio jest intensywnie reklamowana w mediach. Ciekawe z czego to wynika?

1 komentarz:

  1. No własnie, dobre zdemaskowanie tak reklamowanej oferty. Czy to jednak z resztą kogoś bardziej obeznanego dziwi?

    OdpowiedzUsuń